Kurczę, Panowie, jeden post, a dyskusja nad nim ma więcej uczestników i obserwatorów niż jakikolwiek wątek olejowy... Czy regulamin został złamany, czy też nie, ten wpis to trolling czystej wody i wykorzystuje te same naturalne ludzkie słabości, które ma rzekomo wykorzystywać wyimaginowana kasta panująca nad "Społeczeństwem Igrzysk Śmierci". Nie chodzi o to, że podważam wpływ na gospodarkę ogólnoświatową Rockefellerów i Rothschildów czy innych Waltonów, ale to także śmiertelnicy i potrzebują rozwoju nauki i medycyny nie tylko po to, by pomnażać fortunę, której nawet już dziś nie są w stanie zmierzyć. I gdyby nawet przyjąć, że ci Mocodawcy postanowili zjednoczyć siły kierując się najbardziej prymitywnymi pobudkami, to muszą mieć świadomość, że w obliczu zewnętrznego zagrożenia, nad którym nie będą mieli kontroli, mają do stracenia więcej, niż ktokolwiek inny. Moim zdaniem teorie przedstawione w filmie, to taka socjologiczna "Strefa 51".
Z punktu widzenia historii Ziemi, czy choćby ewolucji ludzkiego gatunku, koronawirus prawdopodobnie nie jest niczym wyjątkowym. Spotkało nas w przeszłości wiele większych tragedii. Jednak w kontekście wspólnoty, która żyje tu i teraz, na pewno nie jest sprawą błahą. Miarą naszego rozwoju kulturowego i poziomu świadomości jest to, jak dbamy o słabszych członków społeczeństwa. Z drugiej strony, przyjęcie pewnych obowiązków i ograniczeń tak naprawdę z czasem poszerza nam zakres prawdziwej wolności. Weźmy "głupie" maseczki - oczywiście to tylko symbol. Rosnąca w siłę opozycja "antymaseczkowców" ("antyszczepionkowców" i innych "anty") to gwarancja, że gdyby w nieodległej przyszłości pojawił się patogen, który naprawdę zagrażałby nam, jako gatunkowi, to Zachodni Świat ze swoim wypaczonym pojmowaniem wolności jednostki byłby w niewyobrażalnych opałach. A patrząc bliżej... Czy założenie maseczki na 15 minut w sklepie, to aż tak wielkie wyrzeczenie? To nie lockdown, który odczują wszyscy, także ci negujący epidemię. Moja Żona nosi maseczkę codziennie przez 9-10 godzin (i tak od marca) i nie robi tego dla siebie, ale dla chorych, z którymi się spotyka. I nie narzeka...
Z punktu widzenia historii Ziemi, czy choćby ewolucji ludzkiego gatunku, koronawirus prawdopodobnie nie jest niczym wyjątkowym. Spotkało nas w przeszłości wiele większych tragedii. Jednak w kontekście wspólnoty, która żyje tu i teraz, na pewno nie jest sprawą błahą. Miarą naszego rozwoju kulturowego i poziomu świadomości jest to, jak dbamy o słabszych członków społeczeństwa. Z drugiej strony, przyjęcie pewnych obowiązków i ograniczeń tak naprawdę z czasem poszerza nam zakres prawdziwej wolności. Weźmy "głupie" maseczki - oczywiście to tylko symbol. Rosnąca w siłę opozycja "antymaseczkowców" ("antyszczepionkowców" i innych "anty") to gwarancja, że gdyby w nieodległej przyszłości pojawił się patogen, który naprawdę zagrażałby nam, jako gatunkowi, to Zachodni Świat ze swoim wypaczonym pojmowaniem wolności jednostki byłby w niewyobrażalnych opałach. A patrząc bliżej... Czy założenie maseczki na 15 minut w sklepie, to aż tak wielkie wyrzeczenie? To nie lockdown, który odczują wszyscy, także ci negujący epidemię. Moja Żona nosi maseczkę codziennie przez 9-10 godzin (i tak od marca) i nie robi tego dla siebie, ale dla chorych, z którymi się spotyka. I nie narzeka...
Comment